Od kilku dni młoda urządza sobie w nocy spacery. We wtorek spadła ze swojego łóżka, bo tak się kręciła że wreszcie spadła. Połowa jej ta dolna została na łóżku a od pasa w górę leżała na podłodze i co najśmieszniejsze nawet się nie obudziła (kładę kołdrę na podłogę bo już zdarzało się jej spaść). Wstałam ułożyłam ją na łóżku, przykryłam i było ok. W środę przyszła do nas do łóżka po 1 w nocy, gadała do nas brała nas za ręce i trzymała sobie, gadała do nas, chciała się bawić (nawet miłe to było, chociaż z drugiej strony poczułam wyrzuty sumienia, że może za mało czasu z nią spędzamy) tyle że trwało to ponad 3 godziny, wreszcie już wkurzona, zmęczona i wogóle ululałam ją po 4 nad ranem. W czwartek budzę się o 24:30 bo czuję, że ktoś na mnie patrzy, podnoszę wzrok i widzę młodą która czeka aż się przesunie i gramoli się do łóżka, dzisiaj żeby tradycji stało się zadość po godzinie 1 w nocy też postanowiła do nas przyjść, tyle że zaraz się ułożyła i spała jak wychodziłam do pracy. Jestem zmęczona tym tygodniem, bo nie dość że kładę się spać dość późno bo raczej sporo po godzinie 23 a nawet bliżej 24 to wstać muszę do pracy już o 5:30, a pogoda raczej "barowa" i mój organizm ma dość duże problemy z wstaniem z łóżka. Mam nadzieję, że te jej wędrówki się skończą i będę mogła przespać ciągiem chociaż 5 godzin, chociaż czuję już niedosyt spania, chyba organizm po dwóch latach spania po 3-4 godziny woła o pomoc. Powodem tych wędrówek najprawdopodobniej jest zaburzenie integracji sensorycznej, babka mówiła nam że dość dużo dzieci ma wtedy problemy ze spaniem, jakby było im szkoda czasu na spanie.
Jakby chciał mi ktoś podarować wolne 2-3 godziny snu to ja bardzo chętnie w każdej ilości.
Pozdrawiam z bardzo bardzo deszczowego Pomorza :)