poniedziałek, 15 lutego 2016

Chmury na dworzu chmury w sercu

Chciałam zarzucić już pisanie tutaj ale nie mogę, ostatnio sobie nie radzę, czuję się pokonana w każdej sferze. 
Przerosło mnie przede wszystkim bycie matką...nie radzę sobie z córką, nie radzę sobie z brakiem cierpliwości, nie radzę sobie z nerwami. Moja codzienność wygląda tak jak codzienność pewnie wielu innych kobiet ale ja poprostu już nie daję rady, padam na pysk ze zmęczenia fizycznego i psychicznego...
W tej chwili na terapie jeździmy dwa - trzy razy w tygodniu to tylko 30km w jedną stronę ale w sumie 2 godziny czasu nam ucieka, wracamy do domu koło 19 a gdzie czas na zabawę, na dom, na ugotowanie obiadu na najbliższe dni, a gdzie chwila oddechu dla siebie...nie ma...
Młoda fajnie na terapii współpracuje, są już widoczne efekty ale w domu to jest istne diabelstwo ostatnio. Zaczął się jakiś bunt, złość, wymuszanie...nie mam siły na tłumaczenie, proszenie, moja cierpliwość jest już na wyczerpaniu, nie wiem jak długo wytrzymam.
Tak jak początkowo chwaliłam się, że nie mam większych trudności z małą tak teraz mam i to wcale nie mało. Są dni kiedy mam ochotę trzasnąć drzwiami i nie wrócić już nigdy, w pracy też nie jest wesoło ale czasem mam ochotę zostać tu na noc aby tylko nie wracać do domu.
Takiej chandry chyba jeszcze nigdy nie miałam ale teraz ...nie wiem różne myśli chodzą mi po głowie.
Teraz jestem...jak długo nie wiem.

wtorek, 19 stycznia 2016

Nie ma jak dziecko

Już dawno nie pisałam bo oczywiście nie mam czasu, doba musiałaby mieć chyba jeszcze raz tyle godzin dla mnie. Młoda pragnie kontaktu ze mną, jak wracam to nie dostępuje mnie na krok a tu trzeba jeszcze posprzątać, obiad ugotować. Masakra, ja też czuję niedosyt, jestem wściekła na to ze nie stać nas na to abym mogła zrezygnować z pracy i zostać z nią w domu. Staram się poświęcać jak najwięcej czasu ale to jest mało ona chce jeszcze i jeszcze. W połowie dnia każe babci do mnie dzwonić i powiedzieć ze mam już przyjść do domu, nosi moje kapcie, dresy w które przebieram się po powrocie. Serce mnie boli ale co zrobić. Postępy w terapii są ogromne. Panie nie mogą się jej nachwalić. Umie się już skupić na jednej rzeczy i to trwa nawet 40-50 minut. Coraz chętniej zajmuje się tym co wymaga skupienia, precyzji. Psycholog jest w szoku ze zna bardzo dużo zwierząt i "umie" je narysować. Pomimo takich efektów nie kończymy terapii bo to za szybko, narazie do wakacji chodzimy a później zdecydujemy czy odpuszczamy. Jak tak siedzę na poczekali kiedy czekam na młodą to przyglądam się ludziom. Początkowo przychodziły praktycznie same matki z dziećmi, teraz dla odmiany zazwyczaj są to ojcowie. Siedząc i czekając siłą rzeczy często się rozmawia, albo następuje wymiana grzecznościowych zwrotów. Przyglądam się jednemu facetowi, myślę że jest zaraz po czterdziestce i przychodzi z córką taką gdzieś 11-12 letnią, widać jaki jest szacunek do rodzica, jaka jest miłość między nimi. Zazdroszczę im tego, mam nadzieję że i u nas tak właśnie będzie. Facet dosyć kontaktowy, zresztą chyba mu imponuje że zwrócił uwagę (jeśli tka można nazwać) młodszej babki. Ostatnio zauważyłam, że tak jakby bardziej się szykował na te "spotkania" :) no nic nie ma to jak podryw na dziecko ;)
Ja padnięta marzę tylko o powrocie do domu, nie w głowie mi flirty, ale nie powiem nawet to miłe.
W pracy nic się nie zmieniło, nie mam czasu na nic, jednak postawiłam się i od marca będzie druga osoba bo inaczej się nie da.
Może wtedy będę mogła chociaż w spokoju skorzystać z toalety.
Pozdrawiam Was kochane i obiecuje nadrobię zaległości.

środa, 16 grudnia 2015

Poznaj swoją wartość i zacznij się docieniać

Jestem, żyję, przepraszam Was za ostatni wpis, który mówił wiele w swojej krótkiej treści.
Emocje trochę już opadły, chociaż jakaś zadra w sercu pozostanie. Daliśmy sobie szansę, jesteśmy razem głównie dla małej bo ona ostatnio szaleje na punkcie ojca i wiem, gdybym teraz jej Go zabrała byłoby źle. Ze sobą też więcej rozmawiamy, przebywamy a od kiedy mała u nas jest było to dość rzadkie. Powiedziałam co mnie boli i co musi się zmienić, padły mocne słowa. Widocznie potrzebne były mojemu eM bo chyba nie zdawał sobie sprawy, że swoją obojętnością rozwalił wszystko co było. Czy będzie dobrze nie wiem, wiem jedno że jeśli następnym razem poczuję to co poczuła teraz to wystawiam jego rzeczy za drzwi już bez jakiejkolwiek rozmowy, bo kolejne zapewnienia nie będą miały dla mnie znaczenia.

Od niedawna uczę się tego co w tytule "poznaj swoją wartość i zacznij się doceniać" - to jest bardzo dla mnie trudne, nie wiem z czego to wynika, pewnie z jakiś zaszłości. Faktycznie trochę zaczynam się cenić, nie pozwolę już, żeby ktoś mnie wykorzystywał (nawet jeśli to jest najbliższa rodzina), żeby promował się moją ciężką pracą. 

Chciałam coś jeszcze napisać ale jak to jest zazwyczaj co chwilę ktoś coś potrzebuje i wena już minęła. Pewnie kolejny wpis będzie obszerniejszy.

czwartek, 3 grudnia 2015

Żałuję...

Żałuję, że Cię znałam
Żałuję, że kochałam

teraz właśnie tylko to czuję do mojego "jeszcze" męża...

wtorek, 24 listopada 2015

Jestem ale jakby mnie nie było

Jestem ale czasami jakby mnie nie było. Bardzo dawno nie pisała, chociaż kilka razy już mocno się za to zabierałam. Czas tym razem nie jest moim sprzymierzeńcem i ucieka mi dosłownie przez palce. W pracy dalej urwanie kapelusza, a w domu jak to w domu zawsze jest coś do zrobienia, poza tym chcę poświęcić Młodej jak najwięcej czasu, ponieważ ona go łaknie, łaknie kontaktu ze mną bardzo mocno, widzę to i czuję.
Ostatnio była chora, miała anginę. Gorączka okropna, nie spadała nam przez prawie 4 doby. Nocki przedrzemane na pół siedząco, ręce wyciągnięte do podłogi ale choroba pokonana i Młoda po dwóch tygodniach przerwy wróciła do przedszkola, ile pochodzi nie wiem, mam nadzieję że jak najdłużej.
Wczoraj przedszkolaki miały pasowanie, nas niestety ominęło bo wczoraj akurat mieliśmy podwójne zajęcia z integracji gdzie przez chorobę też nie byliśmy dwa tygodnie. Nie wiedziałam co zrobić, szkoda było mi i opuścić pasowani i kolejne zajęcia. zdecydowałam jednak tak a nie inaczej, młoda wyszalała się na zajęciach za wszystkie czasy. Babka od SI była wczoraj bardzo zadowolona, widzi postępy, młoda jest odważniejsza, pozawala na większa ingerencję w dotykanie swojego ciała. Niestety mamy jeszcze spory kłopot z czuciem głębokim. Mamy zastanowić się nad kupnem szczoteczki elektrycznej i gryzaka, który można powiesić na szyi aby miała zawsze przy sobie, bo bierze do buzi wszystko co spotka na swojej drodze. Pani logopeda też bardzo zadowolona, młoda pomimo swojego opóźnienia jest bardzo mądra, ma szalenie duży zasób słów, czym po raz kolejny zadziwiła swoją panią. Ja też widzę sporą zmianę, ponieważ kiedy jest powiedziane, że idziemy na zakupy to młoda cały czas idzie za rękę, w sklepie jest spokój, tu akurat nigdy nie wyprawiała "cyrków". Spacery też są spokojniejsze, oczywiście biega, skacze ale tam gdzie można. Nie wiem czy to zasługa przedszkola czy terapii, pewnie trochę i jednego i drugiego, najważniejsze że są widoczne efekty.
A ja cóż chodzę na pół przytomna, ale jeszcze trochę, na początku grudnia wezmę sobie kilka dni wolnego bo inaczej chyba padnę, czuję że jadę już na resztkach sił. Oczywiście jakby tego było mało padła nam samochód a jest on niezbędny aby jeździć z młodą dwa razy w tygodniu na terapię. Wczoraj byliśmy z sąsiadem, młoda lubi "dziadka" i nic jej nie przeszkadza że jedziemy innym samochodem, ale mi jest głupio, że muszę go fatygować chociaż on zawodowy kierowca teraz na emeryturze szuka tylko okazji aby gdzieś dalej się przejechać bo nie może usiedzieć w domu. W piątek oddajemy samochód do naprawy, ale powoli rozglądamy się za czymś nowszym bo niestety ten jest dość stary i takie awarie będą się częściej zdarzały. 
Chciałam tak wiele napisać, jednak ludzie zaczęli mi przeszkadzać i myśl mi uciekła..dlatego też na dzisiaj kończę. Dziękuję, że jesteście.

piątek, 2 października 2015

Emocje trochę już opadły

Emocje trochę już opadły więc mogę coś sensownego napisać. Na początku bardzo Wam dziękuję za miłe słowa i wsparcie.
No szok odbierając taki telefon był i to wielki...tylko dziwne trochę bo niedawno myślałam sobie o takiej sytuacji i stwierdziłam w duchu, że jednak lepiej byłby aby nie trzeba było takich decyzji podejmować. Minęło trochę czasu i trach...Decyzja zapadła, było ciężko, były łzy, rozważania za i przeciw i jednomyślnie zdecydowaliśmy, że nie możemy przyjąć tego chłopca. Być może za jakiś czas będziemy żałować tej decyzji ale na dzień dzisiejszy innej nie może być, bo nie podołamy zadaniu. Nie chcemy krzywdzić żadnego z dzieci, a niestety przez jakiś czas było by coś kosztem kogoś. Poza tym u M. widać pierwsze efekty terapii i nie mogę tego zaprzepaścić a tak by było bo to zbyt duża rewolucja w jej życiu jak i jej brata. Chłopczyk jest duży i wymaga na już dużo poświęcenia od razu uprzedzam ja się tego nie boję ale niestety trzeba liczyć siły na zamiary, na dzień dzisiejszy fizycznie i finansowo przerasta to nasze możliwości. Także w tej chwili czuję ulgę i smutek. Babeczka z OA była wyrozumiała, nie nakłaniała, nie negowała, dziękowała za rozważną decyzję. Mówiła, że nie mamy się martwić bo mały napewno znajdzie lada chwila nowy dom. Pytała o M. i zapewniła, że w każdej chwili czekają na nas z otwartymi ramionami jeśli zdecydujemy się powiększyć rodzinę. Chcielibyśmy ale kiedy to nastąpi nie wiemy, najpierw musimy jak najwięcej czasu poświęcić M, wtedy zobaczymy.
Teraz pisząc to wszystko czuję, że podjęliśmy dobrą decyzję.
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim a szczególnie mamie Expresika bo była ze mną w tych trudnych dla mnie chwilach.
Buziaczki dla wszystkich.